sobota, 18 października 2014

Etap jedenasty

Sobota.  A mnie budzą Koreańczycy swoim szeleszczeniem o 4.30. Zakładają latarki na głowy i idą. Po co ?
Od 6.00 już się nie dało dłużej leżeć w łóżku, więc wstaję i o 6.30, z latarką na głowie w las :)
Teren słabo zaludniony, wioski jak wymarte: zarośnięte place zabaw, wygląda to strasznie.  Tobi mówi,  że to miasta duchów. Jak z dzikiego zachodu. Kościoły albo zamknięte,  albo zrujnowane. .......
Są też piękne nowe miasta z placami zabaw, parkingami, pięknymi nowymi drogami, 1000 mieszkań, wszystkie puste. W San Juan stary klasztor. Obok w barze proporczyk z Polski Nabieram wody. 

Po 8 godz. marszu dochodzę do Cardenuela Riopico. Dwie albergi.  Wybieram Municiposl, tzn. państwowa, miejska. Na drzwiach kartka: będę o 16.00 . O 16.30 ciągle nie ma nikogo.  Ponieważ na dole jest bar, czekają ze mną miejscowi emeryci.  Kiedy pytam, o której ktoś przyjdzie, odpowiadaj, że jak przyjedzie to przyjdzie :)
Przychodzi o 17.00 :) Jak byście nie wiedzieli,  jestem w Hiszpanii :):):)
Kąpię się.  Dochodzi Antonio i Tobi. Idziemy do baru się zintegrować z miejscowymi.:)  W telewizji Real-Levante., 85 minuta 5:0
Jutro Burgos. Msza Św.  w katedrze.  Mam nadzieję. że się uda.
Dobrej niedzieli Kochani.

1 komentarz: